Przeszłam całe targowisko w sobotę i z owoców widziałam tylko jabłka. Z utęsknieniem wypatruje rabarbaru (bo w tamtym roku go nie jadłam!), ale widocznie jeszcze nie pora. Pełno było za to rzodkiewki, niestety w większości z oberwanymi lub nadgniłymi liśćmi. Gdy już udało mi się odnaleźć w miarę ładne, zrobiłam gulasz, już po raz kolejny. Zazwyczaj z liści rzodkiewki robię pesto.
Składniki :
liście z 1 pęczka rzodkiewki
400 g ziemniaków
1 kostka (180 g) tofu naturalnego
1 puszka (400 g) pomidorów
3 szkl. wody
1 łyżeczka kminku
1 ząbek czosnku
50 g nerkowców
50 g sezamu
1,5 łyżeczki soli
2 łyżeczki musztardy
ok. 100 ml oliwy z oliwek
Tofu pokroić w kostkę. W średnim garnku rozgrzać oliwę i wrzucić kminek, prażyć ok. 1 min. Wrzucić tofu i smażyć kilka minut mieszając. Posiekać czosnek i wrzucić do garnka. Gdy nabierze złotego koloru, wlać wodę. Pokroić ziemniaki w kostkę i wrzucić do gotującej się wody razem z pomidorami z puszki. Gotować ok. 10 min na średnim ogniu. Nerkowce i sezam zmielić na miał. Dodać do gulaszu razem z solą, musztardą i pokrojonymi w paski liśćmi rzodkiewki. Pogotować jeszcze ok. 5 min.
smakowicie wygląda! chyba nie wpadłabym na pomysł zrobienia gulaszu z tofu, ale kiedy już ta część została zrobiona za mnie, pozostaje mi tylko wypróbowanie przepisu :)
OdpowiedzUsuńno i te liście rzodkiewki mnie intrygują. zacznę może od pesto.
Czym mielisz nerkowce? Już kilka razy próbowałam coś z nimi zrobić, ale się nie udało. Mam tylko taki tradycyjny mikser z nóżką. Czy ty masz jakiś super wypaśny sprzęt do mielenia orzechów, czy ja jakiejś techniki nie znam? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Orzechy i ziarna zawsze mielę w młynku. Nie mamy wypasionego sprzętu. Używam młynka Bravo Ada, kupiliśmy go w jakimś markecie za ok. 40 zł. http://www.hipernet24.pl/nowy/prodinfo.php?item_id=31181
OdpowiedzUsuńJeżeli mam namoczone orzechy czy ziarna, miksuje je mikserem ręcznym, tzw. żyrafą.
Jak tam apetycznie w tej miseczce :)
OdpowiedzUsuńHmmm...a na mnie czeka właśnie pęczek rzodkiewkowych liści :P Dzięki ^^!
OdpowiedzUsuńu nas w poznaniu rabarbaru pod dostatkiem. właśnie zamierzam go wykorzystać na zbliżające się poznańskie dni weganizmu.
OdpowiedzUsuńgulasz ekstra - czas skończyć resztki berlińskiego tofu
Świetnie wygląda! Ja robię często takie gulasze z tofu, mój ulubiony to tofu + szpinak + dużo pora + papryka + sos z pomidorów, masła orzechowego, musztardy, miodu i soku z cytryny :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
jak to nie ma rabarbaru, zmień targ ;-) Jak najbardziej już jest, w tym roku jakaś szybsza wegetacja niż zwykle i wszystko pojawia się 2-3 tygodnie wcześniej niż zwykle. Bardzo interesujący przepis i piękne zdjęcia, jak zawsze, zapraszamy do dodania u nas! :)
OdpowiedzUsuńGenialny!!!
OdpowiedzUsuńwow, no wlasnie ja juz tyle razy czytalam o pesto z lisci rzodkiewki, zawsze moje sie marnuja, a pesto musi byc dobre, skoro tyle ludzi je poleca :) mam pytanie, otoz ciekawi mnie bardzo czy jecie slodycze tzn. glownie chodzi mi o lecytyne sojowa, bo niby z jajek itd. ale jak to jest, bo zastanawiam sie, staram sie ograniczac nabial i wolalabym unikac jajecznych nowosci, a w moich ulubionych otrebach sante jest wlasnie lecytyna i nie wiem co z tym poczac, czy ona faktycznie jajeczna, poza tym chcialabym zrobic siostrze tort, ale w kazdej czekoldzie gorzkiej widze lecytyne, eh
OdpowiedzUsuńLecytyna sojowa nie jest z jajek - ogólnie problem z lecytyną jest taki, że teoretycznie może być pochodzenia zwierzęcego ( z krwi), ale najczęściej nie jest - ja uważam na produkty, na których jest napisane po prostu "lecytyna", i wielu wegan tak robi, natomiast je sojową. Faktycznie, ona jest wszędzie. też przez jakiś czas unikałam, ale zaczęłam jeść, bo trudno jest stwierdzić jej pochodzenie, nawet firmy, do których pisałam same nie wiedzą ( lub nie chcą powiedzieć).
OdpowiedzUsuńCo do gulaszu, to świetny pomysł, kupię dziś tofu, a resztę mam, może jeszcze dorzucę pieczarki i świeży szpinak. A rabarbar już jest, wczoraj robiłam kompot:)
Dzisiaj jadę na zakupy, kupię tofu i inne drobiazgi więc chyba zrobię ten gulasz :D. Do kotletów sojowych będzie jak znalazł <3
OdpowiedzUsuńWygląda super!
WegeNation,
OdpowiedzUsuńlecytyna sojowa to tylko nazwa. Może ona zawierać oprócz soi, także tłuszcze zwierzęce. Był o tym dobrych kilka lat temu obszerny artykuł chyba w czasopiśmie Vege. Ponoć obecnie "pochodzi w dużej mierze z roślin, przeważnie termoutlenianych z kwasami tłuszczowymi (zwierzęcymi) odpadów olejów: ryżowego, sojowego, słonecznikowego lub rzepakowego".
My nie jedliśmy lecytyny sojowej przez większość naszego weganizmu. Obecnie ją spożywamy, ale chyba tylko w czekoladzie gorzkiej. Rzadko kupujemy słodycze, prócz wspomnianej czekolady i sorbetów. Większą satysfakcję mam, gdy sama zrobię coś słodkiego. Staramy sie jednak nie przesadzać z cukrem.
świetny przepis, lubię gulasze nawet bym tofu przełknęła w takiej wersji ;-) A u mnie dzisiaj zupa z liśćmi rzodkiewki, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńGulasz zrobiony, trochę po swojemu. Chyba bym nie była sobą, gdybym czegoś nie pozmieniała ;P.
OdpowiedzUsuńWyszło fajnie :D
Gulasz oryginalny :) polecam uwarzyć pod chmurką ;)
OdpowiedzUsuńhttp://www.meble-ogrodowe-sklep.pl/kociolek-wegierski-farmcook-inox-trojnogu-p-1071.html
potrzeba jeszcze trochę ognia i pogody :)))